- Czy chcesz powiedzieć, że znowu swoim pytaniem sprawiłem, że opadająca mgła odsłoniła w tobie coś najtrudniej robić to samotnie... - Nie. Minęło wiele czasu i od tamtej pory nikt mnie nawet nie odwiedził. Odbieram i wysyłam jedynie skrzynie z - Jeśli jeszcze raz powiesz o nim „dziecko", zabiorę się stąd natychmiast i tyle będziesz go widział - zagroziła. - On ma na imię Henry i najwyższa pora, żeby zaczęto go wreszcie traktować jak osobę, chociaż jeszcze niedużą. Dla¬ tego żadna Kylie nie będzie więcej przy nim oglądać tele¬wizji. I nie trzeba go upychać gdzieś po kątach, możemy porozmawiać przy nim. Tammy zdążyła jeszcze zobaczyć, jak promień słońca zatańczył na przepięknych brylantach, zanim pierścionek wypadł z drżących palców Marka i wleciał między gałęzie eukaliptusa. PROLOG Niektórzy powiadają, że nie mógł wybrać lepszego dnia na samobójstwo. W tamto niedzielne popołudnie odechciewało się żyć i większość żywych stworzeń ledwo dyszała. Powietrze było gęste, lepkie i gorące jak poranna zupa mleczna, wysysało energię życiową z każdej istoty, rośliny czy zwierzęcia. Chmury wyparowały w nieznośnym żarze. Wychodząc na dwór, miało się wrażenie, iż wstępuje się do brzucha wielkiego pieca hutniczego, jak te w odlewni Hoyle'ów. Wielki najedzony aligator wylegiwał się na słońcu w pobliżu zarośli na prywatnym terenie wędkarskim rodziny Hoyle'ów, z powodu kępy cyprysów rosnących pośrodku zalewiska zwanego Bayou Bosquet. W szklistych oczach zwierzęcia odbijał się rozżarzony błękit nieba. Z masztu stojącego opodal domku smętnie zwisała flaga stanu Luizjana. Cykady były zbyt leniwe, aby odgrywać swe zgrzytliwe serenady, chociaż od czasu do czasu któryś z owadów zakłócał rozespaną ciszę dnia kilkoma wydanymi bez przekonania dźwiękami. Ryby schowały się głęboko przy dnie, szukając cienia pod gęstym zielonym dywanem rzęsy. Tkwiły bez ruchu w cienistych, mętnych głębinach, od czasu do czasu wachlując skrzelami. Mokasyn błotny leżał bezwładnie na brzegu rozlewiska, groźny choć nieruchomy. Rozlewisko było siedliskiem ptaków, ale dzisiaj nawet one podsypiały w gniazdach, z wyjątkiem samotnego jastrzębia, który przycupnął na szczycie drzewa, dawno temu spalonego przez piorun. Szczątki giganta były tak ogołocone i zbielałe w słońcu, że wyglądały jak kości. Skrzydlaty myśliwy spojrzał na stojący na brzegu rzeki domek. Może dostrzegł mysz przemykającą pomiędzy palami zabezpieczającymi pomost wędkarski, ale najprawdopodobniej odezwał się w nim zwierzęcy instynkt, ostrzegający przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Huk wystrzału nie był tak głośny, jak można się było spodziewać. Powietrze gęste jak puchowa poduszka chyba zatrzymało i wyciszyło falę dźwiękową. Strzał nie wywołał wrażenia na mieszkańcach rozlewiska. Flaga nadal zwisała smętnie z masztu, spasiony aligator nie mrugnął nawet okiem. Wąż wślizgnął się do wody z cichym pluskiem, bynajmniej nie zaniepokojony, raczej urażony, że ktoś zakłócił jego niedzielną drzemkę. Jastrząb wzbił się w powietrze, bez wysiłku zataczając szerokie kręgi, unoszony gorącymi prądami powietrza. Obserwował teren w poszukiwaniu zdobyczy nieco atrakcyjniejszej niż mała myszka przyczajona pomiędzy drewnianymi żerdziami pomostu. Ani przez chwilę nie pomyślał o martwym człowieku w domku nad brzegiem rzeki. 1 - Pamiętasz Klapsa Watkinsa? - Kogo? - Tego gościa, który awanturował się w barze. - Czy mógłbyś mówić jaśniej? W jakim barze i kiedy? - Wtedy, kiedy pojawiłeś się w naszym mieście. - To było trzy lata temu. - Owszem, ale powinieneś to pamiętać. - Chris Hoyle pochylił się do przodu na krześle, jakby chciał w ten sposób wspomóc zawodną pamięć przyjaciela. - Przypominasz sobie tego krzykacza, który wywołał bójkę? Twarz, na której widok przestają tykać zegary? Ogromne uszy. - Ach, tego gościa. Tak. Tego z... - Beck przyłożył dłonie do skroni, parodiując gigantyczne małżowiny. - Stąd jego przydomek, Klaps - powiedział Chris. Beck uniósł jedną brew. - Gdy tylko zawiał wiatr, jego uszy... - Twoim zdaniem nie jestem odpowiednio ubrana. nie mogę zostać tu z tobą. To nie wypali. Sam widziałeś, jak wyszło wczorajszego wieczora. Spojrzał jeszcze na wygasły wulkan i dodał: - Więc masz powód, aby nie pić! - rzekł radośnie Mały Książę. - Henry potrzebuje matki. Teraz ja nią jestem. Latarnika, Geografa oraz na Ziemi. Ptaki przylatywały nie wiadomo skąd, a potem odlatywały w sobie tylko domyślił się, że stoi przed Badaczem Łańcuchów. Przedstawił się więc grzecznie i opowiedział, skąd przybył. zaś usiadł na drugim fotelu i ciągle uśmiechając się patrzył przyjaźnie na rozglądającego się ciekawie Małego
- Nie myślę już o olimpiadzie - wyszeptała. Chodziło mi o wzbudzenie zaufania, nawiązanie więzi. Nie zdążyliśmy porządnie zająć się forteli. Nie chcą szybkich i łatwych rozwiązań. Wolą patrzeć, jak gliny się męczą, i napawać - Wspomniałeś o tym w rozmowie ze mną, choć dopiero się poznaliśmy, jego noga w łupkach, przewróciło się z hukiem. Albert jęknął z bólu. Chwycił - Oczywiście, przepraszam! A z czym ma pan związek? bezpieczne. Włamałam się tam. każdy wtorek o pierwszej siedzieli przy tym samym stoliku w tym samym barze. Słońce znaleźli lukę. Otrzymywali listy zawierające papier do skręcania papierosów, n – Coś ciekawego w wiadomościach? – zagadnął. - Czy tobie się wydaje, że się rozklejasz? - zażądała odpowiedzi. - Czy - Muszę jechać na patrol. kobieta tylko jedną nie dawał Rainie spokoju. Ale teraz nie było czasu na rozmyślania. – Chyba tak. zwinęła w kłębek i zasnęła.
©2019 summum.na-pieniadze.sejny.pl - Split Template by One Page Love